sobota, 10 listopada 2018

Razem z Puciem idziemy do przedszkola, czyli nasza akcja-adaptacja.

Dzisiaj chciałam się podzielić z Wami tym, co nam pomogło i nadal pomaga w oswajaniu się z tą wielką zmianą jaką było pójście Antka do przedszkola. U nas już od kilku dni trwa przogoda z przedszkolem, tutaj w Niemczech, to w zasadzie z Kita, czyli odpowiednikiem polskiego żłobka. Podjęliśmy z tatą Antosia decyzję, że chcielibyśmy, aby nasz syn jak najszybciej poszedł do niemieckiego przedszkola (przynajmniej na kilka godzin dziennie). Jednak "chcieć, a móc" nie zawsze oznacza to samo, bo znaleźć wolne miejsce w Kita, w całym Berlinie jest bardzo, bardzo ciężko. Tym trudniej, jest je dostać, jeśli nie brało się udziału we wcześniejszych rekrutacjach,które są przeprowadzane na dwa lata wcześniej. Tutaj zwykle rodzice meldują dzieci do przedszkola od razu po urodzeniu i to nie zawsze mają zapewnione miejsce, tam gdzie najbardziej im zależało. My w sierpniu postanowiliśmy spróbować powalczyć o miejsce dla Antka w przedszkolu. Wysłaliśmy około 30 listów motywacyjnych (serio). Przygotowaliśmy kilka słów o nas i naszym dziecku, dobraliśmy odpowodnie zdjęcia (wyglądało to prawie jak aplikacja o pracę) i wysłaliśmy do wszystkich przedszkoli w naszej okolicy. I co, kilka przedszkoli odezwało się, że niestety, ale nie mają wolnych miejsc, a listy oczekujące mają już zapełnione. Jednak, po jakimś miesiącu od daty wysłania, jedna placówka odpowiedziała, że zwalnia im się akurat miejsce i mogą przyjąć naszego syna do ich najmłodszej grupy (dzieci w wieku 0-3 lat) i to od listopada 2018!!!Huuurrrraaaaa, to się nazywa "mieć szczęście". Właśnie zaczeliśmy adaptację do przedszkola i chcę się z Wami podzielić, jak to u nas było z tym przygotowaniem się do tej jakże ważnej zmiany w naszym życiu.

Wiedziałam,że nie będzie łatwo. Czytałam dużo i chciałam też sama jakoś się do tego przygotować. Już sama decyzja o posłaniu naszego syna do niemieckiego przedszkola była dla nas trudna, a co dopiero cała "adaptacja". To duże wyzwanie dla naszej całej rodziny. Nas syn skończył miesiąc temu dwa lata, a dostał się do grupy żłobkowej. Uwierzcie, ale dla mnie matki było mega trudne do zrozumienia, że ten czas tak szybko płynie, przecież on się nie dawno urodził, a teraz już idzie do żłobka. Nie będzie już spędzał całych dni ze mną, tylko oddaliśmy go pod opiekę innym osobom. Wiele pytań i wątpliowości jako matka miałam, ale z drugiej strony wiedziałam, że ta decyzję,którą podjeliśmy jest dobra, zarówno dla mnie, męża jak i dla naszego syna. On coraz więcej potrzebuje zainteresowania, coraz więcej chce się uczyć, bardzo lubi przebywać z innymi dziećmi, a ja w domu już nie jestem wstanie mu zapewnić tylko atrakcji. Najwięcej obaw miałam jednak z tym, jak Antek nie poradzi sobie z rozumieniem i dogadywaniem się z opiekunkami i z innymi dziećmi. W grupie ma przecież kilku rówieśników, którzy mówią po niemiecku,a on jeszcze za bardzo nie umie mówić po polsku (oczywiście rozumie bardzo dużo), ale dopiero zaczyna wymawiać pierwsze słowa i łączyć ze sobą wyrazy w języku w polskim, a co dopiero zrozumieć ten okropny "germański" język. On po niemiecku jeszcze nic "nie kuma", albo tak mi się tylko wydaje ;-) Ogólnie ja, jako matka, miałam naprawdę dużo obaw, przeżywałam bardzo ten moment "pójścia do przedszkola" i wciąż przeżywam (ale już się tak bardzo nie boję), za nami pierwszy tydzień "die Eingewöhnung zum Kita", czyli adaptacji i muszę przyznać, że jest dobrze. Naprawdę Antoś dobrze zaczął, aż panie w przedszkolu się dziwią, że to nie jest normalne, że moje dziecko tak świetnie tą adaptację przechodzi. Jak narazie wszystko mu się podoba (mi mamie też). Z dużym entuzjamem chodzimy rano do przedszkola (narazie na 2-3 godziny dziennie), więc powoli, bardzo powoli dostosowujemy się do tej nowych okoliczności. Uczymy się nowych zwyczajów, radzimy sobie z emocjami i przystosowujemy się do tej wielkej zmiany w naszym życiu.


Chciałam napisać, co nam w tych trudnych początkach pomogło.

Jeszcze na kilka tygodni przed pójściem do przedszkola zaczęłam pokazywać i czytać Antosiowi książeczki o przedszkolu. Oprócz czytania, bardzo dużo w domu rozmawialiśmy o przedszkolu, o paniach, które opiekują się tam dzieci i o innych kolegach i koleżankach. Przekonywałam go, że będzie się tam mógł też bawić,ale i uczyć nowych rzeczy. Często chodziliśmy na place zabaw, przebywaliśmy w towarzystwie innych dzieci, bawiliśmy się i uczyliśmy dzielić naszymi zabawkami. Ale przede wszystkim wspieraliśmy naszą akcję-adaptację czytaniem książek w tym temacie. Tak wyglądała, nasza biblioteczka sprzed kilku ostatnich tygodni.





Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami książką z serii o "Puciu...". Do tej pory ukazały się już cztery części, wszystkie mamy, ale tylko dwie narazie są u nas w codziennym użyciu. Pucia i jego wesołą rodzinkę znamy już od dawna, czytamy, oglądamy, cały czas uczymy się razem z nim mówić. Dzisiaj mogę śmiało napisać, że Antoś bardzo lubi Pucia, często do niego zaglądamy, ale przyznam, że pierwszą część przygód Pucia musiała u nas swoje odczekać - schowana w szafie. Antoś dostał obie książki ją jak skończył rok, ale początkowo nie dażył ich wielką sympatią. Wydaje mi się, że nawet bał się niektórych dźwięków, przy których zamykał książkę i zaczynał płakać. Oczywiście, z czasem wszystko się zmieniło (jak to u dzieci bywa) i teraz nie ma dnia, żeby mój syn nie zajrzał do jednej z książek o Puciu.



Książka "Pucio mówi pierwsze słowa", jako jedna z kilku publikacji, pomogła nam nie tylko w stawianiu pierwszych kroków w nauce mówienia, ale też była dobrym wprowadzeniem do tematu przedszkola. Dlaczego? Pucio to sympatyczny chłopiec, z którym może utożsamiać się moje dziecko. Pucio ma bardzo fajną wesołą rodzinę, ma siostrę Misię i "Bobo " (młodsze rodzeństwo), oczywiście też mamę, tatę, babcię, dziadka, ciocię, wujka, psa i kota a wraz z nimi ma wiele przygód. Ta krótka historia Pucia i jego rodziny, przedstawia proste, codzienne sytuacje, w których my odnaleźliśmy wiele podobieństw z naszego codziennego życia. Pucio rano wstaje, ubiera się z pomocą mamy, je śniadanie z rodziną, idzie do przedszkola, bawi się z innymi dziećmi na placu zabaw,wracając do domu robi z mamą zakupy itd. (czyli bardzo podobnie wygląda nasz, jeden dzień tygodnia).

Dzięki takiej analogii do naszej obecnej sytuacji, byłam wstanie więcej wytłumaczyć i pokazać mojemu dziecku. Tłumaczyłam, że Pucio rano wstaje, je śniadanie... śpieszy się do przedszkola, gdzie pani na nich już na niego czeka. Poza tym dzięki, pięknym ilustracjom mogłam pokazać mojemu dziecku, jak wygląda przedszkole, że zawsze są tam dzieci, zabawki, klocki, auta i wiele, wiele innych rzeczy, które po skończonej zabawie trzeba posprzątać. Razem z Puciem poznawaliśmy to miejsce, jakim jest przedszkole. Z ciekawością obserwowaliśmy kolejne strony książki, na których dużo się działo w przedszkolu. Tłumaczyłam synowi,że można się tam bawić się z dziećmi, rysować i szaleć na placu zabaw. Na podstawie tych kilku ilustracji i tekstu, bazowałam prowadząc rozmowy z synem, o tym co na niego czeka za pewien czas. Widziałam, że bardzo mu się podobały te historie, opowiedziane prostymi, krótkimi zdaniami, w sam raz pasującymi do sytuacji i miejsca.


Jeszcze kilka słów o całej serii jaką jest "Pucio...". Jest przeznaczona, dla najmłodszych czytelników (słuchaczy), ale również nieco starszych dzieci, które mają problemy z rozwojem mowy. Książki zawierają bardzo dużo wyrażeń dźwiękonaśladowczych i samogłosek, które powinny być używane już przez roczne dziecko (ale proszę nie przywiązujcie do tego dużej uwagi, pamiętajcie, że każde dziecko jest inne i w różnym wieku opanowuje naukę mówienia). Dla przykładu,ta książka jest dla nas idealna dopiero teraz. Wszystkie cztery wszystkie książki zostały stworzone przez logopedkę i pedagoga dziecięcego Dr n. hum. Martę Galewską-Kustrę i mają za zadanie w naturalny sposób wspierać rozwój mowy u dzieci.


Ta druga część przygód Pucia, o której piszę dzisiaj skoncentrowana jest na pierwszych słowach takich, których dzieci uczy się używania i rozumienia w pierwszym i drugim roku życia. Mój dwulatek zaczyna dopiero łączyć słowa i odpowiadać na proste pytania, zatem zaczyna posługiwać się dopiero prostymi zdaniami. Cała seria jest bardzo pięknie wydana, prosta w formie, ale wzbogacona pięknymi ilustracjami Joanny Kłos - absolwentki ASP w Krakowie.

Dodatkowo na każdej stronie, obok głównej ilustracji i tekstu znajdują się w ramkach rysunki wraz z podpisami, o które można pytać dziecko, oczekując od niego odpowiedzi. W ten sposób można sprawdzić, czy dziecko rozumie wszystkie wyrazy i czy potrafi samodzielnie nazywać wskazne przedmioty czy czynności.Ta książka jest nie tylko ciekawym opowiadaniem, ale również zawiera wiele ćwiczeń i zadań pomagających w nauce mówienia. Dodatkowo autorka w książce, umieszcza na cenne uwagi dla nas - rodziców (np. żebyśmy nie wymagali za wiele od naszych pociech, bo na niektóre umiejętności, dotyczące poprawnej wymowy, przyjdzie jeszcze czas).

Podsumowując, ta książka nie tylko uczy mówienia, ale wzbudza ciekawość dziecka i zachęca do wspólnej zabawy w odnajdywanie, nazywanie przedmiotów i czynności wykonywanych przez bohaterów oraz utożsamianie się z nimi.




Wracając do mojego przedszkolaka, to jeszcze podzielę się z Wami kilkoma moimi spostrzeżeniami po tym tygodniu adaptacji. Po pierwsze i najważniejsze dajcie sobie czas. Obserwujcie, rozmawiajcie i miejcie dla siebie dużo czasu na oswojenie się z tą zmianą. Po przez rozmowy, książki, obrazki, sytuacje na placach zabaw możecie się przygotować dużo wcześniej do pójścia do przedszkola. Po drugie, zaufajcie sobie (że była to dobra dezycja) i dziecku.


Ja zauważyłam, że moje dziecko od jakiegoś czasu ma fazę na obserwowanie i naśladowanie nas. Ono po prostu zaczyna robić wszystko to samo to co my, ale taka jest prawda, że w ten sposób najwięcej się uczy. Antoś nie tylko przy każdym posiłku wnikliwe obserwował co mamy na talerzu, w jaki sposób trzymamy szklankę, czy jakim widelcem jemy. Ale patrzył na nas non stop (nawet jak tego nie widziałam)


Banalne, ale jakie było to dla mnie pomocne odkrycie. Przez to zrozumiałam wiele i łatwiej jest mi przetrwać ten okres adaptacji. Jako matka jestem spokojniejsza i widzę jak mój syn doskonale daje sobie radę w tych pierwszych dniach w przedszkolu. On jest doskonałym obserwatorem, patrzy na inne dzieci, opiekunki i powtarza ich zachowania, gesty, miny, odczytuje mowę ich ciała – i naśladuje je. To jest takie cudowne, jak widzę, że sam sobie świetnie radzi, nie płacze (ani razu jeszcze nie płakał!!!), bawi się wspólnie z innymi dziećmi, wychodzi do ogrodu na plac zabaw ( jeszcze niezdarnie sam próbując sobie założyć buty, kurtkę i czapkę),korzysta z toalety, je wspólnie posiłek z grupą. Przecież nie rozumie ani słowa, a doskonale wie czego wolno, a czego nie wolno mu robić. To moje "odkrycie", przyniosło mi wielką ulgę i dało nadzieję, że i mój syn sobie poradzi w tej nowej sytuacji jaką jest przedszkole.

Z serii przygód Pucia, ukazały się już cztery książki: "Pucio uczy się mówić", "Pucio mówi pierwsze słowa", "Pucio i ćwiczenia z mówienia" oraz "Pucio na wakacjach". Dwie pierwsze pozycje są przeznaczone dla dzieci, które dopiero zaczynają uczyć się mówić. Trzeci i czwarty tom przygód Pucia to książki, które mają na celu wzbogacanie zasobu słów dziecka, rozwijać mowę, układać zdania bardziej złożone oraz uczą stosowania podstawowych reguł gramatyki, takich jak odmiana rzeczownika i czasownika. Zabawa z tą książką jest wsparciem dla rozwoju tych właśnie umiejętności językowych.



Postscriptum 
To doskonała propozycja na to jak można w przyjemny sposób połączyć naukę mowy z zabawą. Wprowadza dziecko w temat przedszkola.





Karta katalogowa (jak w bibliotece)
Tytuł: Pucio mówi pierwsze słowa.
Autor: Marta Galewska-Kustra
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Rok wydania: 2016
Kategoria wiekowa: od 0-6 lat
Uwagi: duży format; kartonowe strony; proste ilustracje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane